North sea sailing after Amsterdam

Po wizycie w “Porcie wielkim jak świat”, czyli w Amsterdamie, czas ruszać dalej na zachód. Naszym następnym przystankiem będzie Nieuwpoort w Belgii. Dlaczego akurat to miejsce? Planujemy zwiedzić historyczną Brugię, która przez wielu jest uważana za najpiękniejsze miasto Belgii.

Zanim jednak tam dotrzemy, przed nami 120 mil żeglugi przez bardzo zatłoczone i zdradzieckie płycizny Morza Północnego. Będziemy przecinać podejście do najbardziej ruchliwego portu w Europie - Rotterdam oraz do niewiele mniejszej Antwerpii. Dodatkowo, cały czas musimy brać pod uwagę prądy i pływy.

Wypływając popołudniu z Amsterdamu mamy do pokonania jedną śluzę. Śluzowanie idzie bardzo sprawnie. Gdy dopływamy, śluza jest otwarta, więc nie musimy czekać. Zarówno w kanale, jak i po wypłynięciu na otwarte morze, ruch jest bardzo duży.



Mijamy Rotterdam i Antwerpię

Minięcie portu w Rotterdamie wypada w nocy. Nie jest to jednak dużym problemem, ponieważ wyznaczona jest dedykowana trasa dla jednostek rekreacyjnych. Dodatkowo, cały ruch jest separowany przez kontrolę portu z pomocą radaru. Byliśmy wektorowani prawie jak na podejściu samolotem, więc czuliśmy się jak ryby w wodzie!

Statek widmo

Okazuje się, że nie wszyscy są chętni korzystać z tak łatwego i bezproblemowego przepływania przez podejścia do dużych portów. W okolicy Rotterdamu, w nocy, nagle zobaczyłam pojawiającą się znikąd na wyświetlaczu AIS łódkę, niecałą milę od nas! Jednocześnie zauważyłam, jak ta jednostka zapala światła nawigacyjne, które wcześniej były wyłączone. Prawdopodobnie zmusiliśmy ją do ujawnienia się, ponieważ przepływaliśmy bardzo blisko i na zbieżnym kursie. Po minięciu, łódka ponownie wyłączyła nadajnik AIS oraz zgasiła światła nawigacyjne. Nie ukrywam, że w środku nocy taki “statek widmo”, pojawiający się znikąd i bardzo blisko, budzi wiele wątpliwości.

Jak się później dowiedzieliśmy, wielu żeglarzy niechętnie komunikuje się z portami, np. ze względu na barierę językową i woli przepłynąć przez takie rejony “incognito”. Nigdy tego nie róbcie. Radary portowe dobrze Was widzą i takie ukrywanie się nic nie pomoże. To, że raz czy drugi się uda, nie znaczy, że byliście niewidzialni :)

Kryzys migracyjny

Drugie podejrzenie, choć oczywiście dużo mniej prawdopodobne było takie, że mijaliśmy nielegalną łódkę z uchodźcami. Jak się dowiecie w dalszej części naszej historii, w okresie, kiedy płynęliśmy, na kanale La Manche, trwał duży kryzys migracyjny. Z tego też powodu były wzmożone kontrole Straży Przybrzeżnej, zarówno w portach jak i na wodzie, a każda nieścisłość w rejestracji czy dokumentacji jachtu była szczegółowo wyjaśniana, włącznie z wysyłaniem helikoptera.

Mijamy Antwerpię

Nad ranem przecinamy podejście do Antwerpii. Tutaj już nie dostajemy wektorów od kontroli portu, ale musimy radzić sobie sami. Dzięki temu, że dokładnie widzimy pozycję statków, ich prędkość i kurs na naszym ploterze, możemy wybrać odpowiedni moment do przecięcia im drogi. Jeśli kiedyś będziecie przecinać podejście do Antwerpii, lepiej robić to bliżej lądu. Tam ruch statków jest już bardziej usystematyzowany i zawężony, dzięki czemu łatwiej go przeciąć. Im dalej od lądu, tym tory wodne są bardziej rozproszone, a statki przypływają z wielu kierunków, co komplikuje sprawę.

Pływając w takich rejonach, bardzo polecamy dobrze się przygotować nawigacyjnie. Niedługo później usłyszeliśmy historię innej łódki, która przecinając podejście do Antwerpii bez łączności, zmusiła kontenerowiec do zmiany kursu o 180 stopni. Bardzo szybko pojawiła się policja, która nakazała jednostce udanie się do najbliższego portu. Za złamanie przepisów kapitan został obciążony bardzo wysokim mandatem.

Kolejny dzień żeglugi jest już spokojniejszy, nie licząc frontu burzowego, który nasuwa się z zachodu. Po południu omijamy burze, ale nie udaje się nam uniknąć deszczu. Przynajmniej spłukał łódkę z soli.

Kontrola Straży Przybrzeżnej

Noc mija bez niespodzianek, czego nie można powiedzieć o kolejnym poranku. Poprzednia noc bardzo nas zmęczyła, a na horyzoncie widzimy motorówkę straży przybrzeżnej. Zbliżając się do nas informują, że chcą wejść na pokład i przeprowadzić rutynową kontrolę. Dwie osoby wchodzą na pokład, trzecia czeka na motorówce. Sprawdzają głównie dokumenty jachtu oraz wyposażenie awaryjne - flary, rakiety spadochronowe, tratwę ratunkową czy kamizelki - oraz ich daty ważności. Bardzo szybko orientujemy się, że są w trakcie szkolenia lub wewnętrznego egzaminu. Sami do końca nie wiedzą co chcą zobaczyć, natomiast skupiają się na wzajemnym tłumaczeniu sobie różnych procedur. Gdyby nie fakt, że jesteśmy po drugiej nieprzespanej nocy na morzu, uznalibyśmy to spotkanie za całkiem miłe.

Nieuwpoort w Belgii

W końcu, po dobie trudnej żeglugi, dopływamy do Nieuwpoort w Belgii. Zatrzymujemy się w marinie Vlaamse Yachthaven Nieuwpoort , gdzie planujemy zostawić łódkę na jeden dzień i wybrać się do Brugii. Co prawda mielibyśmy bliżej z położonego bardziej na wschód miasta Ostend, jednak tamtejsza ciasna marina wymaga śluzowania o wyznaczonych godzinach. Wybraliśmy więc większą, bezproblemową marinę w Nieuwpoort.

Stamtąd dostajemy się tramwajem jadącym wzdłuż wybrzeża do Ostend, a potem pociągiem do Brugii. Cała trasa zajmuje 1,5 godziny.

Zwiedzanie Brugii

Brugia już od średniowiecza była bardzo ważnym ośrodkiem handlowym w Europie. Do dziś zachowała swoją oryginalną architekturę oraz układ ulic. Miasto poprzecinane jest kanałami, którymi kiedyś przemieszczali się mieszkańcy oraz odbywał się handel, a dziś leniwie pływają łódki z turystami.

Free walking tour w Brugii

Będąc w mieście zaledwie jeden dzień, znowu korzystamy z “Free Walking Tour”, czyli pieszej wycieczki po mieście z lokalnym przewodnikiem. Pozwala to zobaczyć miasto w pigułce, dotrzeć do miejsc, o których nie przeczytamy w przewodnikach oraz dowiedzieć się wielu ciekawostek o danym miejscu. Często przewodnicy polecają miejsca w mieście, do których warto się wybrać.

Zwiedzanie lokalnego browaru

Tak też trafiamy do Browaru Huisbrouwerij De Halve Maan, ponieważ Brugia słynie z bardzo dobrego piwa!

W trakcie wycieczki po browarze poznajemy jego 500-letnią historię, kolejne etapy warzenia piwa oraz dowiadujemy się, że pod miastem poprowadzony jest rurociąg z piwem! Jego budowa związana była z koniecznością przeniesienia części produkcji poza miasto, ponieważ wąskie uliczki Brugii nie miały odpowiedniej przepustowości do transportu tego trunku na masową skalę. Żeby jednak zachować markę “Piwa z Brugii”, warzenie piwa zostało w sercu miasta, natomiast reszta infrastruktury została przeniesiona na obrzeża. W ten sposób odkorkowano ulice, a “rurociąg piwny” łączy z sobą obie części browaru. Ma 3,2 km długości, biegnie na głębokości 34 metrów, a jego przepustowość to 4000 litrów na godzinę.

Zwiedzanie browaru zakończone jest oczywiście degustacją piwa.



Wizyta w tym miejscu ma jeszcze jeden plus. Na dachu budynku znajduje się piękny taras widokowy z panoramą Brugii. To tańsza i bardziej dostępna alternatywa niż Dzwonnica Brugii.



Dzwonnica Brugii i kanały

Dzwonnica Brugii to XIII-wieczny zabytek, który jest wizytówką miasta. Znajduje się na urokliwym gotyckim rynku Grote Markt. Oczywiście można wejść na jej szczyt, jednak pamiętajcie, że bilety z reguły nie są dostępne od ręki i lepiej zarezerwować je wcześniej online.

Jako, że widok na Brugię już widzieliśmy z Browaru, nie wchodziliśmy na dzwonnicę. Atrakcją, na którą się zdecydowaliśmy, był krótki rejs łódką kanałami Brugii. I chociaż zazwyczaj omijamy tak bardzo turystyczne atrakcje jak ta, nie żałowaliśmy. W trakcie rejsu można spojrzeć na miasto z zupełnie innej perspektywy, a rozbudowana sieć kanałów pozwala na dotarcie w prawie każde miejsce.

Nie będziemy tutaj powielać przewodników po Brugii, których napisano już mnóstwo. Zapraszamy jednak do krótkiej fotorelacji, a przede wszystkim do odwiedzenia tego niesamowitego miasta, jak tylko będziecie mieć okazję!



Nieuwport – Boulogne Sur Mer

My tymczasem wracamy na jacht do Nieuwpoort, ponieważ czeka nas dalsza droga na zachód. Tym razem to tylko 60 mil do naszego pierwszego przystanku we Francji - Boulogne Sur Mer. Nasza trasa przebiega torem wodnym równolegle do linii brzegowej, który prowadzi pomiędzy zdradliwymi płyciznami. A tych w rejonie nie mało! Dopiero po minięciu Dunkierki wychodzimy z kanału, ale nadal przemieszczamy się równolegle do lądu. Mijamy Calais oraz przylądek Griz-Nes, który w polskim tłumaczeniu nazywa się “Szary Nos”. To jednocześnie najwęższe miejsce kanału La Manche. Z Anglią dzielą nas zaledwie 34 km. Za przylądkiem wyłania się piękny żaglowiec, a cała sceneria sprawia wrażenie, jakby ktoś namalował obraz. Bo bliższym przyjrzeniu się jednostce okazuje się, że jest to statek… z rosyjską młodzieżą.



W Boulogne Sur Mer zatrzymujemy się w zewnętrznej marinie, nie wymagającej śluzowania. Z tego też powodu pomosty są narażone na bardzo duże różnice w poziomie wody. Pływaliśmy razem z nimi góra-dół o 7 metrów! Niestety okolica mariny nie należy do najładniejszych. Przy niskim stanie wody od miasta wylewa się gęsta, biała piana, która nie pachnie najlepiej. Humor poprawia nam jednak lokalny targ ze świeżymi owocami morza. Stragany przypisane do konkretnych łódek rybackich, obsługiwane są przez żony rybaków. Rano można tutaj dostać świeże ryby i owoce morza w bardzo dobrych cenach! Mając dostęp do tak świeżych przysmaków, nie pozostaje nic innego, jak je jeść na śniadanie, obiad i kolację.



Boulogne Sur Mer – Cherbourg

Po dwóch dniach w Boulogne Sur Mer i kilogramach zjedzonych owoców morza, czas ruszać dalej. Naszym celem jest oddalony o 143 mile Cherbourg, skąd będziemy później wypływać w najdłuższy dotychczas rejs z “Tranquility” - na Zatokę Biskajską. Zanim jednak to nastąpi, czeka nas ponad doba żeglugi do Cherbourga. Droga mija bez większych atrakcji, ale również bez wiatru. Dopiero pod koniec udaje się nam postawić żagle.

Przeszukanie łódki przez francuskich celników

W Cherbourgu czeka nas niemiła niespodzianka - przeszukanie łódki przez francuskich celników. Sprawdzają, czy nie przemycamy ludzi, narkotyków, przeszukują szafki, ubrania, jedzenie. I chociaż rozumiem, że to ich praca, to moja cierpliwość się kończy, kiedy wchodzą na łóżko w roboczych ubraniach, a my przecież nie mamy pralki na pokładzie… Całość trwa ponad 2 godziny, panowie zadają mnóstwo osobistych pytań, a my czujemy się coraz bardziej niekomfortowo. Dodatkowo, zamiast odpoczywać po rejsie czy zwiedzać miasto, jesteśmy uziemieni na łódce czekając, aż skończą.

Później zobaczyliśmy, że przeszukiwane są tylko łódki z banderami z Europy Wschodniej. Nasza Polska, później estońska… Łódki z Wielkiej Brytanii czy Niemiec nie były niepokojone 🙂 Tak częste kontrole w tym rejonie związane są z kryzysem migracyjnym. Jak pewnie wielokrotnie słyszeliście w mediach, imigranci podejmują próby dostania się do Wielkiej Brytanii właśnie przez Kanał La Manche. Szkoda tylko, że nie wszystkie bandery są równo traktowane przez francuskie służby. A podobno wszyscy jesteśmy obywatelami tej samej Unii Europejskiej ;)

Rejs z Amsterdamu do Cherbourga - podsumowanie

Tym mało optymistycznym akcentem kończymy Moduł 5 naszej podróży. W kolejnym zabierzemy Was w najdłuższy dotychczas rejs - 5 dni non stop na morzu, z Cherbourga do A Coruna w Hiszpanii. Nie objedzie się jednak bez … kolejnej kontroli! Popłyniemy kanałem La Manche, miniemy Wyspy Normandzkie i sprawdzimy w praktyce słynny Alderney Race. Zostańcie z nami!

Dokowanie następnego modułu przewidziane... wkrótce!


Jeśli spodobał Ci się ten post i uważasz, że był dla Ciebie wartościowy,
może postawisz nam kawę? :)

Podobne posty

Cieśnina Mesyńska: ponadczasowe wyzwanie dla żeglarzy. "Pod strachem wpłynęliśmy w przesmyk, gdzie szła droga, tu nam groziła Skylla, tam Charybda sroga, co bezdenną paszczęką słoną wodę żłopie, a kiedy ją wyrzuca, jak w kotła ukropie […]
Czas na Moduł 10! Jak obiecałam, jest duża szansa, że w końcu dotrzemy z naszą opowieścią na Baleary 🙂 Po tygodniu spędzonym z przyjaciółmi na Costa del Sol, o którym pisałam tutaj, czas ruszać dalej. [...]

Brak komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *