W ostatnim module, który opublikowaliśmy jeszcze w ubiegłym roku, pisaliśmy o naszym rejsie z Hiszpanii kontynentalnej na Baleary. Znajdziecie go tutaj. W tym Module, już 11, popłyniemy dalej - z Balearów na Sardynię i Sycylię!

Wyjście w kierunku Sardynii

Na Sardynię wyruszamy z południowo-wschodniego rogu Minorki, z kotwicowiska Calla Biniacolla. Do przebycia mamy około 200 mil morskich. Nie będzie to szybki rejs, ponieważ prognozowane są słabe wiatry. Nie chcemy jednak czekać na lepszą pogodę, ponieważ za kilka dni zapowiadany jest Mistral . Wtedy chcemy już być zakotwiczeni w bezpiecznej i osłoniętej zatoce.

Mistral na Morzu Śródziemnym

Mistral to suchy i chłodny wiatr północno-zachodni, który często występuje na Morzu Śródziemnym, szczególnie w okolicach Sardynii. Jego powstawanie związane jest z lokalnym układem cyrkulacji powietrza. Mistral pojawia się, kiedy nad wschodnim Atlantykiem tworzy się ośrodek wysokiego ciśnienia, a nad Europą Zachodnią przemieszcza się układ niskiego ciśnienia. W takim układzie powietrze gwałtownie przyspiesza, schodząc w dół dolin Rodanu. Najczęściej pojawia się zimą i wiosną, przynosząc nagłe ochłodzenie i silne, porywiste podmuchy, które mogą osiągać nawet 40-50 węzłów. Wtedy zdecydowanie nie chcemy być na morzu.

Odcinek Minorka - Sardynia

Rejs przebiega bez większych niespodzianek. Staramy się płynąć północą, ponieważ im bardziej na południe, tym wiatry słabsze. Dystans 200 mil pokonujemy w półtorej doby. Noc jest zdecydowanie mniej męcząca, ponieważ mamy trzeciego członka załogi - naszego bratanka, który przyjechał do nas na swój staż żeglarski. Dodatkowa osoba w załodze znacznie ułatwia noce na morzu. Wachty co 6 godzin, zamiast jak zwykle co 3, to ogromna zmiana na plus. Na Sardynię docieramy w nocy. Tak jak pisałam wcześniej w Module 10, kotwicząc w nocy, zawsze staramy się wybierać duże, szerokie zatoki bez przeszkód terenowych. Tak robimy i teraz - stajemy na dużym kotwicowisku przy mieście Portoscuso. W planie drzemka, dojście do siebie i przestawienie łódki gdzieś dalej. Zdecydujemy, jak się wyśpimy.

Żeglowanie po Sardynii

Calasetta

Po krótkiej regeneracji i analizie pogody, okazuje się, że zapowiadamy Mistral się opóźnia. Dzięki temu będziemy mieć więcej czasu na eksplorację południowego wybrzeża Sardynii, zanim zaszyjemy się w jakiejś bezpiecznej zatoce. Początkowo przestawiamy się na kotwicowisko przy małym miasteczku Calasetta. Jest dość płytkie i niezbyt urokliwe, ale musimy zrobić zakupy, więc postój przy mieście jest konieczny. Calasetta okazuje się mniejsza, niż się spodziewaliśmy. Niemniej jednak udaje się nam zjeść coś dobrego i zrobić niewielkie zakupy. Wymaga to jednak kilku wizyt w malutkich sklepikach, aby dostać i skompletować wszystko, co mamy na liście.

Kotwicowisko Porto Zafferano

Od jakiegoś czasu mamy na oku dwie piękne, duże zatoki na południowym wybrzeżu wyspy - Porto Zafferano. Są to jednak strefy wojskowe, gdzie oficjalnie kotwiczenie jest zabronione. Doszukujemy się jednak, że w sezonie letnim wojsko jest bardziej elastyczne i nie robi problemów, kiedy nie ma w zatoce manewrów. Postanawiamy więc spróbować szczęścia. Ze względu na kierunek wiatru, płyniemy najpierw do wschodniej zatoki. Od razu widać, że zakaz kotwiczenia w lecie nie obowiązuje, bo jachtów są tutaj dziesiątki! Zatoka jest płytka, duża, a turkusowa woda aż razi w oczy. Zostajemy! A chwilę później widzimy wojskowe riby z komandosami, które jednak mają manewry w zatoce :) Najwidoczniej jednak jachty im nie przeszkadzają. Duża zatoka pomieści wszystkich. Nawet wolno spacerujące po plaży byki.



Plecenie lin

Oprócz sportów wodnych i odpoczynku, trzeba też popracować. Jednym z projektów, który od dawna czeka na realizację, jest zaplatanie lin na burtach naszego pontonu. Jako, że był on kupiony z drugiej ręki, stare liny sparciały i rozsypały się, więc najwyższy czas zrobić nowe. Bez nich trudno operować pontonem, ponieważ nie ma się za co złapać! Jak wiele projektów na łódce, i ten robię przy udziale niezawodnych filmów instruktażowych na Youtube. Plecenie okazuje się dość prostą i przyjemną czynnością, a w tak pięknych okolicznościach przyrody w ogóle nie czuję, że jest to praca. Zobaczcie efekty!



Strefa wojskowa przy Porto Zafferano

Następnego dnia ze względu na zmianę kierunku wiatru musimy się przestawić na zachodnią stronę półwyspu. To niedaleko, jednak robimy to bardzo niechętnie, ponieważ w obecnym miejscu jest nam nadzwyczaj dobrze. Po przepłynięciu na drugą stronę, również zastajemy inne łódki. Ale niestety tym razem wojsko nie chce współpracować. W ciągu dnia zjawia się wojskowa motorówka i pływając od jachtu do jachtu, grzecznie prosi o opuszczenie kotwicowiska. Podnosimy więc kotwicę i płyniemy dalej na wschód. Wypływając z zatoki, widzimy jachty, które właśnie do niej wpływają, kotwiczą i zostają. Wygląda na to, że wojsko po prostu raz dziennie wszystkich przepędza, następnie przypływają nieświadome tego nowe łódki i tak to się kręci.

Oba kotwicowiska bardzo polecamy, jeśli planujecie żeglować po Sardynii. Sprawdzajcie aktualne komentarze na popularnych żeglarskich aplikacjach pod kątem zakazów. Jeśli nadal sytuacja z wojskiem jest “elastyczna”, jest to przepiękne miejsce na postój.

Cala di Piscinni

Po wypłynięciu z zatoki szukamy kolejnego przystanku. Sardynia pełna jest pięknych, piaszczystych zatok z turkusową wodą, więc zadanie nie jest trudne. Nasz wybór pada na Cala di Piscinni, kolejne równie urokliwe miejsce. Spędzamy tutaj dwa kolejne dni nie wychodząc z wody i świętując 40 urodziny Tomka. Bez tortu, bez imprezy, bez prezentów, za to z wolnym czasem, słońcem, wodą i bananem na twarzy! Mamy również ogromne szczęście zobaczyć małą płaszczkę podczas snorkelingu. To wyjątkowe wydarzenie, ponieważ zwierzęta te nie są często spotykane na Morzu Śródziemnym. Było to nasze pierwsze i jedyne spotkanie z płaszczką na tym akwenie. Niestety, nie zdążyliśmy wrócić po GoPro, ale mogę Wam to wynagrodzić moim zdjęciem innej, większej płaszczki na Zanzibarze 🙂



Cagliari na Sardynii

W drodze na wschód decydujemy się odwiedzić Cagliari - stolicę Sardynii. To również jeden z największych portów na Morzu Śródziemnym. Cagliari to miasto o bogatej historii i niezwykłym uroku, znane jest z malowniczej dzielnicy Castello, gdzie wąskie uliczki prowadzą do zabytkowych murów obronnych i katedry. Zatrzymujemy się w Marina di Sant’Elmo na południe od miasta. Tutaj o uroku nie może być mowy, ponieważ infrastruktura mariny oraz sanitariaty są w bardzo złym stanie. Coś za coś - dzięki temu płacimy dużo mniej niż w marinie w mieście. A prysznic mamy na łódce, więc złapanie jakiegoś świństwa nam nie grozi.

Mimo ogromnego upału decydujemy się na spacer po mieście. Nie jest łatwo - niezliczone schody, nagrzany kamień i temperatura szybko weryfikują nasze plany. Zwiedzanie sprowadza się więc do krótkiego spaceru.



Kotwicowisko Capo Carbonara

Jako, że opóźniony wiatr Meltemi w końcu ma nadejść, płyniemy na południowo-wschodni róg Sardynii, aby schować się za półwyspem Capo Carbonara i przeczekać najgorsze. Planujemy, żeby wyruszyć na Sycylię wraz ze słabnącym meltemi, a róg Sardynii to nie tylko dobre miejsce do schronienia, ale również dobra baza wypadowa na wschód. Na kotwicowisku przy Capo Carbonara spędzamy prawie cztery leniwe dni, podczas których porywy wiatru szarpią naszą łódką a my niezmiernie się nudzimy. W takich warunkach sporty wodne odpadają, prace na łódce również nie wchodzą w grę, a czytanie książek wychodzi nam już uszami. Na ląd również nie możemy popłynąć, ponieważ silny wiatr powoduje całkiem spore fale. Wyczekujemy, aż wiatr zacznie słabnąć, aby móc ruszyć dalej.

Płyniemy z Sardynii na Sycylię

W końcu, po prawie czterech dniach oczekiwania, wiatr zaczyna słabnąć, a my podnosimy kotwicę i stawiamy żagle. To kolejny dłuższy przeskok w ciągu ostatnich dwóch tygodni - tym razem 160 mil morskich na Sycylię. Zajmie nam to niecałe półtorej doby. Początkowo zamierzamy dotrzeć do Palermo, aby odstawić naszego gościa na samolot. Po krótkiej analizie okazuje się, że ceny marin nie zachęcają, a kotwicowisko nie jest najlepszym rozwiązaniem, kiedy samolot wylatuje wcześnie rano. Dużo lepszą opcją okazuje się miejscowość Trapani na zachodnim wybrzeżu wyspy, skąd jeździ bezpośredni autobus na lotnisko. Bardzo polecamy to rozwiązanie, jeśli zmieniacie załogę na Sycylii.

Docieramy do Trapani na Sycylii

Cumujemy przy bardzo małym pomoście Marina Arturo Stabile, który obsługuje pobliską, małą stocznię. Często wybieramy mniej popularne, mniejsze mariny z gorszą infrastrukturą, aby w ten sposób oszczędzać. To ważne, ponieważ ceny marin na Morzu Śródziemnym w sezonie są drogie, a czasami nawet przekraczają 200E za noc. Zazwyczaj wymaga to wcześniejszej rezerwacji mailowej lub telefonicznej, ponieważ często takich marin nie możemy rezerwować przez popularną aplikację Navily, ale z reguły to się opłaca!

Jak robimy pranie?

W Trapani pierwszym przystankiem jest pralnia. Na pokładzie Tranquility, nie mamy obecnie pralki i pranie robimy w pralniach w miejscach, które odwiedzamy. W Europie działa to bardzo dobrze. Co prawda przez pewien czas mieliśmy bardzo prostą turystyczną pralkę na łódce, jednak szybko okazało się, że zajmowane przez nią miejsce i duże zużycie wody w stosunku do ilości zrobionego prania zupełnie nie sprawdza się na jachcie. I chociaż wiem, że mnóstwo ludzi używa takich właśnie pralek na jachtach, to nam to rozwiązanie w ogóle się nie sprawdziło. W przyszłości pomyślimy nad zwykłą pralką. Póki co jednak, od czasu do czasu wybieramy się do pralni, gdzie czekając czytamy książki, nadrabiamy publikacje w mediach społecznościowych czy siedzimy na kawie w kawiarni obok.

Trapani, Sycylia

Ostatni wieczór w 3-osobowej załodze spędzamy na mieście, snując się wąskimi uliczkami Sycylijskiego miasta. Degustujemy wino prosto z drewnianych beczek, jemy przepyszne owoce morza i cannoli. Trapani bardzo przypada nam do gustu. Wtedy jeszcze nie wiemy, że cała Sycylia urzeknie nas tak bardzo, że stanie się jedną z naszych ulubionych destynacji w Europie. O świcie żegnamy się z naszym gościem, gratulujemy zaliczenia stażu żeglarskiego i wracamy do naszej codzienności w swoim towarzystwie.



Co dalej?

Jako, że poprzednie dwa tygodnie były dość intensywne, decydujemy się na krótkie wakacje. Spędzimy je odpoczywając na Wyspach Egadzkich na zachód od Sycylii. Ale o nich powstanie osobny wpis, ponieważ ich historia, piękne krajobrazy i warunki żeglarskie zdecydowanie na niego zasługują. Do zobaczenia więc na Wyspach Egadzkich!


Jeśli spodobał Ci się ten post i uważasz, że był dla Ciebie wartościowy,
może postawisz nam kawę? :)

Podobne posty

Kończąc już drugi zimowy sezon prac modernizacyjnych, nadal chętnie dzielimy się z Wami naszymi doświadczeniami związanymi z ulepszaniem naszego jachtu. W tym roku, zgodnie z planem, skupiliśmy się między innymi na wymianie przepustów przez kadłub i zaworów dennych […]
Po tygodniu spędzonym na wyspach Egadzkich, nadszedł czas, by wyruszyć w dalszą drogę. Muszę przyznać, że robimy to z ogromną niechęcią – archipelag zachwycił nas tak bardzo, że z przyjemnością zostalibyśmy tam dłużej. O naszych doświadczeniach napisaliśmy mały żeglarski przewodnik […]

Brak komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *