Po tygodniu spędzonym na Wyspach Egadzkich, nadszedł czas, by wyruszyć w dalszą drogę. Muszę przyznać, że robimy to z ogromną niechęcią – archipelag zachwycił nas tak bardzo, że z przyjemnością zostalibyśmy tam dłużej. O naszych doświadczeniach napisaliśmy mały żeglarski przewodnik, który możecie przeczytać tutaj. Niestety, życie żeglarza to nieustanne pożegnania – tym razem przyszedł moment, by pożegnać Egady.
Południowe wybrzeże Sycylii
Naszym tegorocznym planem jest opłynięcie Sycylii od południa, a następnie żegluga wzdłuż jej wschodniego wybrzeża. Nie jest to najłatwiejszy rejon dla żeglugi – brakuje tu naturalnych portów i osłoniętych zatok. Do wyboru mamy jednak kilka marin, takich jak Marsala, Mazara, San Leone, a także dobrze znane wśród żeglarzy Licata i Marina di Ragusa. Ta ostatnia jest szczególnie popularna wśród cruiserów, którzy często wybierają ją jako miejsce zimowania. My jednak mamy inny cel – płyniemy do Grecji!
Grecka Sycylia
Choć południowe wybrzeże Sycylii nie zachwyca nas żeglarsko, to zdecydowanie warto się tu zatrzymać na zwiedzanie. Sycylia to prawdziwy skarbiec starożytnych greckich zabytków – przez wieki była kluczowym ośrodkiem greckiej kolonizacji, a do dziś możemy podziwiać jej monumentalne świątynie, teatry i ruiny dawnych miast. Wygląda więc na to, że Grecja wyszła nam na spotkanie zanim do niej dopłynęliśmy!
Plyniemy do Selinunte
Kotwicowisko pod antycznymi ruinami
Jeśli śledzicie naszego bloga od dłuższego czasu, wiecie, że bardzo lubimy zwiedzać i staramy się wykorzystać każdą okazję, by zobaczyć jak najwięcej. Gdy więc przeczytaliśmy w przewodniku, że Świątynia Hery w Selinunte jest jedną z największych greckich świątyń, jakie kiedykolwiek zbudowano – nawet większą niż Partenon na Akropolu – zaczęliśmy szukać kotwicowiska w pobliżu. Wybór nie był duży, bo prosta linia brzegowa nie oferowała zbyt wiele ochrony przed falą od otwartego morza. Na szczęście trafiliśmy na sprzyjające warunki, które pozwoliły nam spędzić tu stosunkowo spokojną noc, a rano byliśmy gotowi na zwiedzanie!
Największy kompleks świątyń greckich w całej Europie
Pontonem dotarliśmy do małego portu rybackiego przy wiosce, skąd krótkim spacerem dostaliśmy się na teren stanowiska archeologicznego. Selinunte to jedno z najważniejszych miejsc tego typu na Sycylii, przenoszące odwiedzających w czasy starożytnej Grecji. To także największy kompleks greckich świątyń w całej Europie! Jego monumentalne ruiny zajmują powierzchnię około 270 hektarów. Miasto zostało założone w VII wieku p.n.e. przez Greków i przez wieki było jednym z najpotężniejszych ośrodków w regionie. Oprócz ogromnej Świątyni Hery można tu zobaczyć inne ruiny dawnych budowli. Niektóre świątynie w Selinunte nigdy nie zostały ukończone. Do dziś można zobaczyć ogromne, niedokończone elementy kolumn, co daje wyjątkowy wgląd w starożytną technikę budowlaną.
W 409 p.n.e. Selinunte zostało zaatakowane przez Kartagińczyków. Mimo że mieszkańcy bohatersko bronili miasta, po dziewięciu dniach oblężenia Kartagińczycy dokonali rzezi, zabijając ponad 16 tysięcy ludzi i niszcząc miasto niemal doszczętnie.
Kwintesencja tego, dlaczego żeglujemy
To, co najbardziej nas urzekło w Selinunte, to możliwość spaceru wśród antycznych kolumn bez tłumów turystów. Przez większość czasu na terenie wykopalisk było zaledwie kilka, może kilkanaście osób. W przeciwieństwie do innych stanowisk archeologicznych, Selinunte leży nad samym brzegiem Morza Śródziemnego. Widok majestatycznych ruin na tle błękitnego Morza Śródziemnego zapiera dech w piersiach! A kiedy między kolumnami udało nam się wypatrzyć naszą Tranquility , poczuliśmy esencję tego, dlaczego żeglujemy po świecie.
W Selinunte można spędzić cały dzień, a pewnie i kilka. My jednak zadowoliliśmy się kilkugodzinnym zwiedzaniem, po czym wróciliśmy na łódkę, podnieśliśmy kotwicę i jeszcze tego samego dnia ruszyliśmy dalej na wschód. Naszym celem było Porto Empedocle, skąd planujemy zwiedzać kolejne starożytne ruiny!
Dolina Świątyń, Agrigento
Kotwicowisko Porto Empedocle
Po 40 milach żeglugi dotarliśmy na miejsce już po zmroku, kotwicząc w pobliżu portu. Tym razem w planie mamy wizytę w znacznie popularniejszym miejscu –Dolinie Świątyń w Agrigento. Standardowo nasz ponton zostawiamy w małym porcie rybackim, w Porto Empedocle. Choć nie ma tam wyznaczonych miejsc, lokalni rybacy pozwalają nam dowiązać się do swojej łodzi. Obszar archeologiczny znajduje się około 10 km od portu, więc na miejsce dostajemy się autobusem.
Wycieczka do Agrigento
Niestety, w połowie drogi autobus nagle się zatrzymuje, spod maski wydobywają się kłęby dymu, a kierowca gorączkowo stara się ratować sytuację, dolewając wody do chłodnicy. Najwidoczniej sycylijskie upały pokonały nawet autobus, a nam nie uśmiecha się pokonywać reszty trasy pieszo w trzydziestokilkustopniowym skwarze.
To moja druga podróż transportem publicznym we Włoszech w ostatnim czasie – i po raz kolejny kończy się awarią! Pierwsza przytrafiła mi się w pociągu relacji Neapol–Pompeje. Skład się zepsuł, pasażerów wysadzono na małej stacji pośrodku niczego, a mój włoski nie był na tyle dobry, by dowiedzieć się, co dalej. Na szczęście po około 30 minutach podstawiono nowy pociąg. Teraz podobna sytuacja z autobusem – chyba nie mam szczęścia do włoskiego transportu! Pozostało nam się śmiać i czekać, co wydarzy się dalej. Czy podstawią nowy autobus? A może kierowcy uda się schłodzić przegrzany silnik? Czy czeka nas 5-kilometrowy spacer w upale?
Po jakimś czasie szczęście znowu się do nas uśmiechnęło – na nasze miejsce postoju przyjechał nowy autobus. Ponieważ pozostali pasażerowie już się rozeszli, zostaliśmy sami, z prywatnym transportem, który zawiózł nas prosto pod bramę Doliny Świątyń w Agrigento.
Obszar Archeologiczny w Agrigento
Zgodnie z oczekiwaniami, tutaj już nie było tak cicho i pusto jak w Selinunte. Parking pełny był autokarów z wycieczkami i już z daleka widać było, że turystów jest znacznie więcej. Nic dziwnego – Agrigento cieszy się znacznie większą popularnością niż Selinunte. To miejsce jest łatwiej dostępne, z dobrze rozwiniętą infrastrukturą turystyczną, licznymi hotelami i dogodnym dojazdem. Dodatkowo, Dolina Świątyń, której wizytówką jest doskonale zachowana Świątynia Concordii, przyciąga zwiedzających z całego świata, zwłaszcza że znajduje się na prestiżowej liście UNESCO. W przeciwieństwie do rozległego i bardziej wymagającego do eksploracji Selinunte, tutaj wszystkie główne atrakcje są stosunkowo blisko siebie, co czyni zwiedzanie łatwiejszym i bardziej komfortowym. Tłumy turystów nie były więc zaskoczeniem, ale muszę przyznać, że brakowało nam tej wyjątkowej atmosfery spokoju, którą mieliśmy w Selinunte.
Dolina Świątyń w Agrigento to jedno z najbardziej imponujących stanowisk archeologicznych na świecie i prawdziwa perła dziedzictwa starożytnej Grecji. To tutaj, na wzgórzu z widokiem na Morze Śródziemne, powstał jeden z najważniejszych ośrodków Wielkiej Grecji, a jego monumentalne świątynie do dziś zachwycają rozmachem i stanem zachowania.
Zwiedzanie Agrigento
Kompleks zajmuje ponad 1300 hektarów, a jego sercem jest Świątynia Concordii – jedna z najlepiej zachowanych greckich świątyń na świecie, rywalizująca pod tym względem nawet z Partenonem. Jej doskonały stan zawdzięczamy temu, że w VI wieku n.e. została przekształcona w kościół chrześcijański, co uchroniło ją przed zniszczeniem i rozbiórką na materiały budowlane. W Dolinie Świątyń można również zobaczyć potężną, choć częściowo zniszczoną Świątynię Zeusa Olimpijskiego – największą w świecie greckim, której kolumny były tak ogromne, że zamiast klasycznych kariatyd podtrzymywały je gigantyczne, rzeźbione postacie zwane telamonami. . Dziś replika jednej z nich leży na ziemi, pozwalając uświadomić sobie, jak kolosalne były budowle wznoszone w tym miejscu ponad dwa tysiące lat temu. Oryginały zobaczymy później w pobliskim muzeum. Spacerując po tym antycznym mieście, trudno nie poczuć zachwytu nad kunsztem dawnych budowniczych i nie zadumać się nad potęgą cywilizacji, która pozostawiła po sobie tak niezwykłe dziedzictwo.
Po całym dniu zwiedzania wracamy ponownie autobusem do Porto Empedocle. Tym razem podróż przebiega bez żadnych przygód! Chłodzimy się włoskimi gelato, podziwiając widok na port, a potem wracamy na Tranquility, pontonem, który czekał na nas przez cały dzień, przywiązany do łodzi rybackiej. Tego dnia już nie płyniemy dalej, ponieważ jest zdecydowanie za późno. Wieczorem wypatrujemy przez lornetkę oświetlonych świątyń, które widać w oddali nad miastem.
Opuszczamy łódkę
Zbliża się również czas naszego nieplanowanego wylotu do Polski, więc cały czas zastanawiamy się, gdzie możemy najbezpieczniej zostawić na tydzień nasz pływający dom. Początkowo planujemy dotrzeć do Marina di Ragusa, która jest zdecydowanie najpopularniejszą i najbardziej lubianą mariną w okolicy. Przy słabym wietrze wyruszamy więc dalej na wschód. Po drodze wiatr całkowicie słabnie, a przed nami jeszcze ponad 40 mil do celu. Po krótkiej analizie, sprawdzeniu połączeń autobusowych na lotnisko i dostępności miejsc, decydujemy się zatrzymać w Licata . To również bardzo bezpieczna, osłonięta marina z dobrą infrastrukturą oraz korzystniejszą ceną.
Licata, Sycylia
To był bardzo dobry wybór! W Licata zostajemy na kilka dni przed wylotem do Polski i kilka dni po powrocie, trochę się w niej zadomawiając. Samo miasto ma autentyczny, nieco surowy charakter i nie jest typową turystyczną destynacją. Wiele budynków jest zaniedbanych i opuszczonych, a w mieście widać głównie starszych ludzi, co wskazuje na to, że Licata się wyludnia. Niemniej jednak, to właśnie tutaj czujemy prawdziwy klimat sycylijskiej prowincji. Na przykład wtedy, gdy restauracja otwiera się dopiero po zakończeniu pogrzebu w pobliskim kościele, ponieważ miejsce na stoliki jest tymczasowo zajęte przez karawan pogrzebowy. W Polsce to by się nie zdarzyło! W Licacie można znaleźć klimatyczne uliczki, lokalne targi oraz kilka ciekawych zabytków. A kuchnia - jak to na Sycylii - jest bezkonkurencyjna.
Znowu ciężko ruszać dalej, ale sezon powoli dobiega końca, a przed nami wciąż wiele mil do przepłynięcia. Kolejnym przystankiem na naszej trasie są Syrakuzy, które od lat polecają nam nasi przyjaciele. Mówili, że z Sycylii nie możemy wypłynąć, nie odwiedzając tego miejsca i nie zatrzymując się tam na dłużej. Wzięliśmy to sobie do serca, ale o tym opowiemy później 🙂
Żeglujemy z Licaty do Syrakuz
Z Licaty do Syrakuz- mamy prawie 100 mil, więc postanawiamy rozbić podróż na dwa dni żeglugi. Pierwszego dnia pogoda dopisuje, wiatr wieje mocno od rufy. To właśnie na tym odcinku osiągamy rekord życiowy “Tranquility” – 13,6 węzła względem ziemi! To zdecydowanie za dużo jak na naszą łódkę, ale taki chwilowy pomiar złapaliśmy zjeżdżając z fali, przy wietrze od rufy, na mocno zrefowanych żaglach i sprzyjającym prądzie. Na noc zatrzymujemy się na kotwicowisku Portopalo, na południowo-wschodnim rogu Sycylii. To bardzo bezpieczny przystanek, osłonięta zatoka, choć niezbyt urodziwa. Dodatkowo, słyszeliśmy opinie o możliwych kradzieżach, więc radzimy zamykać dokładnie łódki!
Następnego dnia z Portopalo mamy niecałe 30 mil (około 6 godzin drogi) do Syrakuz. W Syrakuzach znajduje się ogromne, osłonięte i bezpieczne kotwicowisko. To bardzo dobra wiadomość, bo wpływamy na miejsce w silnej ulewie i burzy, nie widząc nawet Twierdzy Maniace u wejścia do portu. Wiatr zmienia kierunki się tak bardzo, że potrzebujemy kilku prób, aby finalnie zakotwiczyć łódkę. Wtedy jeszcze nie przypuszczamy, że zostaniemy tam znacznie dłużej niż planowaliśmy i że Syrakuzy staną się naszą ulubioną przystanią na całym Morzu Śródziemnym. Ale o tym już wkrótce!
Brak komentarzy