Trochę czasu mi zajęło, zanim zmotywowałam się do zakończenia opowieści z naszego pierwszego sezonu życia na jachcie, podczas którego opłynęliśmy Europę i dotarliśmy ze Szwecji, przez Polskę, aż do Grecji. Fizycznie cel osiągnęliśmy pod koniec 2023 roku, a teraz w końcu docieramy do niego także w naszych opowieściach na blogu — ostatni rozdział tej historii czeka na Was poniżej.
Wpływamy do Syrakuz
W poprzednim Module 12, zostawiliśmy Was tuż przed dopłynięciem do Syrakuz. Dla zainteresowanych przygotowaliśmy też dwa osobne artykuły o samych Syrakuzach —jeden typowo żeglarski, a drugi turystyczny. Jak wspominałam już nieraz, Syrakuzy stały się dla nas bezpieczną i wygodną przystanią — zarówno w drodze na wschód, jak i rok później w drodze powrotnej na zachód. To jedno z tych miejsc, do których zawsze będziemy wracać z przyjemnością.
Przystanek w Syrakuzach
Jak Wyrostek Zmienił Nasze Żeglarskie Plany
Zacznijmy może od tego, że w Syrakuzach spędziliśmy prawie miesiąc. Nasza kotwica zdążyła niemal wrosnąć w dno, a my tak bardzo zżyliśmy się z tym miastem, że trudno było w końcu ruszyć dalej. Jednym z powodów — poza oczywistą miłością do Syrakuz — był… wyrostek robaczkowyTomka, który uznał, że to idealne miejsce, żeby zejść z pokładu i zostać na Sycylii. I wcale mu się nie dziwimy! 😅
Wiele osób mogłoby pomyśleć, że to ogromny problem i pech, ale my uważamy, że jeśli już miało się coś takiego wydarzyć, to naprawdę nie mogliśmy trafić lepiej. Bliskość miasta, bezpieczne kotwicowisko osłonięte ze wszystkich stron, gdzie łódka mogła spokojnie stać niezależnie od kierunku wiatru czy pogody, a do tego szpital tuż obok — wszystko ułożyło się idealnie.
Może kiedyś napiszemy o tej przygodzie osobny artykuł, ale tutaj nie będziemy się zbytnio o tym rozpisywać. Był szpital, była operacja, była rekonwalescencja pod sycylijskim słońcem — i wszystko poszło sprawnie i szczęśliwie! ☀️⚓
Z Sycylii do Grecji
Po niecałym miesiącu ruszamy z Syrakuz w dalszą drogę. Niestety, wydłużony postój sprawił, że mamy już połowę października — a do planowanego wyciągnięcia łódki z wody został nam zaledwie miesiąc. Nie kierujemy się jednak od razu do Grecji — zaczynamy od krótszych odcinków, żeby sprawdzić, czy rany po operacji Tomka dobrze się zagoiły i czy organizm poradzi sobie z żeglarskim trybem życia. Na szczęście wszystko idzie bez problemów, więc po krótkim postoju na kotwicy przy Auguście, docieramy do Catanii. Już z daleka wita nas majestatyczny widok Etny górującej nad miastem.
Sailing into Catania
Catania to tętniące życiem miasto u stóp wulkanu Etna, położone na wschodnim wybrzeżu Sycylii. Słynie z barokowej architektury, ulicznej kuchni i autentycznego klimatu — choć to można powiedzieć o wielu sycylijskich miastach. Dla nas największe wrażenie robi jednak ten spektakularny widok na Etnę wzdłuż głównej arterii miasta –Via Etnea. Ta idealnie prosta aleja prowadzi w górę, a na jej końcu majestatycznie wznosi się wulkan.
W Catanii dostępnych jest kilka marin i pomostów, gdzie można zatrzymać się jachtem – my wybraliśmy marinę Circolo Nautico, głównie ze względu na korzystniejszą cenę. Rezerwację zrobiliśmy wcześniej mailowo.
Jakość Wody w Syrakuzach
W trakcie postoju musieliśmy całkowicie wymienić wodę w naszych zbiornikach. Ta, którą zatankowaliśmy w Syrakuzach przed wypłynięciem, okazała się praktycznie nie do picia – miała bardzo słodkawy i dziwny smak. Najprawdopodobniej miało to związek z aktywnością wulkaniczną w regionie – choć technicznie była to woda pitna, jej walory smakowe były fatalne. Po dopłynięciu do Catanii opróżniliśmy oba zbiorniki (łącznie ponad 400 litrów) i napełniliśmy je świeżą wodą z mariny. Ta również miała lekko słodki posmak, ale była zdecydowanie lepsza niż ta z Syrakuz i nadawała się już do codziennego użytku.
Zwiedzanie Catanii
Znajdujemy też chwilę na zwiedzanie. Oprócz wspomnianej wcześniej alei Via Etna z widokiem na słynny wulkan (który podczas naszego pobytu delikatnie „kopci”), w mieście znajduje się mnóstwo zabytków i kościołów. Niestety nie mamy czasu zobaczyć wszystkiego — już następnego dnia planujemy ruszyć w stronę Grecji. Decydujemy się więc postawić na widoki i wspinamy się na wieżę kościoła Chiesa della Badia di Sant’Agata, skąd roztacza się przepiękna panorama miasta. Dodatkowego dramatyzmu dodaje zbliżająca się burza — ciemnogranatowe chmury kontrastują z jasną, kamienną zabudową, tworząc naprawdę spektakularny widok.
Ale skoro burza nadchodzi, czas wracać na łódkę. Robimy jeszcze małe zakupy przed rejsem do Grecji, jemy ostatnią sycylijską pizzę… i jesteśmy gotowi pożegnać się z tym kawałkiem Włoch, który na zawsze zostanie w naszych sercach. Tak trudno pogodzić się z faktem, że to ostatnia pizza, że... bierzemy jeszcze jedną na wynos, żeby odgrzać ją już na morzu w drodze do Grecji 😂 Polecamy! I choć za sycylijską pizzą będziemy tęsknić aż do naszego powrotu, to po miesiącu może faktycznie przyda nam się mały detoks…
Ostatni Rejs w Sezonie
Wypływamy kolejnego ranka. Niestety — wiatr słaby, więc posuwamy się powoli. Ale o tej porze roku nie ma co wybrzydzać na pogodę. Przed nami 300 mil morskich i powolne bujanie się na wschód, z każdym dniem coraz bardziej czujemy, że sezon się kończy, nadchodzi jesień, a z nią nieuchronny koniec naszego pierwszego roku żeglugi. Na szczęście morale ratuje… odgrzana włoska pizza! 😄
Lądowanie w Grecji
Z 12-godzinnym opóźnieniem wpływamy nocą do Lakka na Paxos. Kotwicę rzucamy zaraz po wejściu do zatoki — w ciemności i przy tylu zakotwiczonych łódkach nie ma sensu pchać się dalej. Czas iść spać. Wiemy, że długo tu nie postoimy.
Tego samego dnia przestawiamy się na kolejne kotwicowisko — do Syvoty na greckim lądzie stałym, żeby spotkać się z przyjaciółmi, którzy przylecieli pożeglować z nami choć przez chwilę. Niestety, nasz nieplanowany przystanek w Syrakuzach mocno pokrzyżował żeglarskie plany, ale mimo to udaje nam się spędzić razem kilka dni i wykorzystać ostatnie ciepłe, jesienne chwile na kotwicy.
Problemy z Kotwicą
A skoro już mówimy o kotwicy — to niestety, podczas przelotu z Sycylii do Grecji nasz 33-kilogramowy Vulcan znów dał o sobie znać. Pisałam to już wiele razy, ale powtórzę raz jeszcze: ten, kto wpadł na pomysł, żeby na Malö kotwicę wciągać bezpośrednio do dziobu, powinien smażyć się w piekle! 😅 Przez to rozwiązanie trudno jest na sztywno zabezpieczyć kotwicę na czas rejsu i mimo różnych prób dowiązywania, przy większej fali kotwica potrafi podskakiwać i walić w dziób. Tym razem podskakiwała tak skutecznie, że się poluzowała i wyżłobiła nam w żelkocie całkiem konkretne wgniecenie… w kształcie uśmiechu. Zanim zdążyliśmy wyjść na dziób i ją poprawić, „uśmiech” był już gotowy. No cóż — kolejna naprawa do listy na zimę.
Tutaj na chwilę przeniosę się w czasie — bo od tamtej przygody problem z kotwicą udało się nam w końcu rozwiązać. Obecnie kotwicę mocno dowiązujemy do mocowania windy kotwicznej i dodatkowo dociągamy taśmą transportową z grzechotką, co w większości przypadków dobrze się sprawdza. Dodatkowo zamontowaliśmy na dziobie okucia ze stali nierdzewnej, które chronią laminat na wypadek, gdyby kotwica jednak się poluzowała. O tym projekcie możecie przeczytać tutaj.
Żeglowanie po Korfu poza Sezonem
Wróćmy do Grecji. Choć sezon powoli dobiega końca, mamy jeszcze miesiąc i zamierzamy go dobrze wykorzystać. Po pożegnaniu się z przyjaciółmi naszym kolejnym przystankiem jest wyspa Korfu. Już na starcie doceniamy fakt, że możemy żeglować tutaj po sezonie — wiemy, że latem roi się tu od łódek i turystów. Na początek kierujemy się do głównego miasta wyspy, które – tak jak cała wyspa – nazywa się po prostu Korfu.
Korfu - informacje Ogólne
Korfu to wyspa na Morzu Jońskim , siódma co do wielkości w Grecji. Przez wieki znajdowała się pod panowaniem m.in. Wenecjan, Francuzów i Brytyjczyków. Wyspa ma bogate dziedzictwo historyczne, widoczne w zabytkach i architekturze różnych epok i kultur. Jej architektura, szczególnie pod wpływem Weneckim i Francuskim, znacząco różni się od charakterystycznych dla Cyklad białych i niebieskich budynków, przez co na pierwszy rzut oka nie przypomina znanej nam dotychczas Grecji.
Korfu - Informacje Żeglarskie
Przy mieście Korfu jest wiele możliwości kotwiczenia oraz dwie główne mariny –Mandraki i Gouvia. My, jak zwykle kiedy nie ma takiej potrzeby, omijamy mariny i stawiamy na kotwicowiska. W ciągu kilku dni przetestowaliśmy chyba wszystkie dostępne opcje: kotwiczymy po południowej stronie półwyspu z fortecą (Ormos Garitas– to stąd pochodzi zdjęcie na stronie głównej naszego bloga), po północnej stronie zamku (Kerkira Viver por Ar e Mar) oraz po zachodniej stronie portu (Potamos Bay). Nazwy w nawiasach odpowiadają tym używanym w aplikacji Navily. Oczywiście wybór miejsca zależy od aktualnego kierunku wiatru.
Zatoka po zachodniej stronie portu doskonale sprawdza się przy większych zakupach i uzupełnianiu zapasów. Pontonem można dopłynąć rzeką Potamos niemal pod same supermarkety Lidl i Masoutis, a w okolicy znajdują się także sklepy techniczne. Do mariny Mandraki nie zawijamy wcale, natomiast do Gouvii wpływamy tylko na krótki postój po paliwo — choć i tam można zrobić zakupy, ponieważ około 10–15 minut pieszo od mariny znajduje się supermarket AB. Na wschód od głównego portu, wzdłuż promenady, znajdziecie sklepy żeglarskie, wędkarskie i nurkowe.
Zwiedzanie Korfu
A co zobaczyliśmy w samym Korfu? Można powiedzieć, że przede wszystkim… samo miasto — bo patrząc na sceny z lata, ma się wrażenie, że nie widać tam nic poza tłumami ludzi.
Stara Forteca – Korfu
Spacer zaczynamy oczywiście od fortecy, którą do tej pory mogliśmy podziwiać z kotwicowiska. Stara Forteca (Palaio Frourio) to imponująca wenecka twierdza z XV wieku, położona na skalistym półwyspie tuż obok starego miasta. Przez wieki stanowiła główną linię obrony wyspy przed najazdami od strony morza. Dziś spacerujemy po jej murach i podziwiamy rozległe widoki na port, miasto Korfu i oczywiście naszą Tranquility! Dodatkowego klimatu dodaje fakt, że w zabudowaniach twierdzy mieści się szkoła muzyczna — więc jeśli podczas spaceru traficie na utalentowanego ucznia, jego muzyka może uprzyjemnić Wam zwiedzanie.
Na terenie Starej Fortecy znajduje się nietypowy jak na Grecję zabytek — Kościół św. Jerzego (Agios Georgios), zbudowany w XIX wieku przez Brytyjczyków. Świątynia wyróżnia się klasycystyczną architekturą przypominającą starożytną grecką świątynię. Jednak jest całkiem nowożytna i jest kościołem, więc wygląda to… dziwnie.
Muzeum Casa Parlante - Korfu
Spacer kontynuujemy promenadą Liston – elegancką, zabytkową aleję w sercu Korfu, inspirowaną paryską Rue de Rivoli, pełną klimatycznych kawiarni, arkad i butików. Stąd tylko kilka kroków dzieli nas od cieszącego się dobrymi opiniami Muzeum Casa Parlante.
Casa Parlante to „żywe muzeum” w sercu starego miasta Korfu, mieszczące się w odrestaurowanej rezydencji z XIX wieku. Dzięki animowanym postaciom, autentycznym meblom, zapachom i dźwiękom odwiedzający mogą przenieść się w czasie i zobaczyć, jak wyglądało codzienne życie arystokracji korfiańskiej. Zwiedzanie odbywa się z przewodnikiem, który barwnie opisuje realia życia arystokracji (oraz służby) na Korfu w XIX wieku. Miejsce zdecydowanie warte polecenia, jeśli interesujecie się historią.
Kościół świętego Spirydona – Korfu
Spacerując dalej po mieście, zaglądamy również do kościoła św. Spirydona – najważniejszej świątyni na Korfu, gdzie spoczywają relikwie patrona wyspy. Choć z zewnątrz niepozorny, wnętrze zachwyca ikonami, freskami i okazałym ikonostasem. To duchowe serce miasta i miejsce licznych pielgrzymek, szczególnie podczas uroczystych procesji z relikwiami świętego.
Muzeum Bizantyjskich Ikon – Korfu
Zostając w tematyce sakralnej, wybieramy się również do Muzeum Bizantyjskich Ikon. Mieści się ono w zabytkowej cerkwi Panagia Antivouniotissaz XV wieku. Prezentuje imponującą kolekcję około 90 ikon i relikwii. To wyjątkowe miejsce dla miłośników sztuki sakralnej i historii bizantyjskiej. Nie jest to obowiązkowy przystanek zwiedzając Korfu, jednak uważam, że zdecydowanie ciekawy, zwłaszcza, jeśli pogoda na zewnątrz nie dopisuje.
Północne Wybrzeże Korfu
Czas ruszać dalej — tym razem kierujemy się na północ Korfu, do zatoki Avlaki Beach . Mimo deszczu po raz kolejny doceniamy uroki Morza Jońskiego poza sezonem: w zatoce jesteśmy zupełnie sami, podobnie w plażowej restauracji. Spacery i chwile spokoju pozwalają naładować baterie po intensywnym sezonie, zanim ruszą zimowe prace przy jachcie. Szczególnie polecamy spacer wybrzeżem do wioski Agios Stefanos— bardzo widokowy i spokojny. Na miejscu udaje się nam jeszcze znaleźć otwarte kawiarnie, choć są to ostatnie dni ich działalności przed zamknięciem na zimę. W przerwach między opadami nawet zanurzamy się w wodzie, choć jej temperatura jest mocno jesienna.
Koniec Sezonu
Zanim dotrzemy do ostatniego przystanku w 2023 roku – Prevezy – odwiedzamy jeszcze wyspy: Erikoussa, Paxos, Antipaxos, i Lefkadę. Opisy tych wysp, marin, kotwicowisk oraz naszych aktywności znajdziecie już wkrótce w osobnym artykule, w którym przedstawimy całe nasze żeglowanie po wyspach Jońskich– zarówno tą jesienną część, której przedsmak mieliście w tym module, jak i wiosenną, gdy wyruszymy z Prevezy w marcu 2024. To już niedługo!
Ostatnie Mile Sezonu - Podsumowanie
Sezon 2023 zakończył się – jak wspomniałam powyżej – w Prevezie. 20 listopada nasza Tranquility Tranquility została wyciągnięta z wody w Aktio Marina, a my rozpoczęliśmy pierwszą zimę prac, które trwały aż do marca 2024. Jeśli jesteście ciekawi, jakie modernizacje i naprawy wykonaliśmy w tym czasie, zajrzyjcie do posta poświęconego naszym zimowym pracom.
Tak zakończył się nasz pierwszy sezon życia na jachcie, a teraz - także nasza blogowa opowieść. Był wyjątkowy — bo pierwszy, intensywny i pełen nauki: zarówno nowego jachtu, jak i zupełnie nowego stylu życia. Wszystkie nasze przemyślenia zebraliśmy w artykule Rejs Dookoła Europy – Refleksje z 2023 roku, do którego lektury serdecznie zapraszamy. Przepłynęliśmy 4700 mil morskich, wyruszając 26 marca ze Szwecji i docierając 20 listopada do Prevezy w Grecji.
Mamy nadzieję, że ta 13-modułowa seria przypadła Wam do gustu — teraz czas na opowieści z sezonu 2024, które postaram się szybko nadrobić, by nie mieć zaległości!
Brak komentarzy